wtorek, 22 marca 2016

Rozdział 2

Po pierwsze - przepraszam! Przepraszam, że nic nowego się niepojawiało. Po prostu mało weny... eh. Zapraszam do czytania. &&& 
Hermiona patrzyła przez chwilę na całe otoczenie. Tak, to był Nowy York. Statuła Wolności to potwierdzała. Gdy nagle przypomniała sobie pewien fakt. 
-Ależ oni powinni być w Australii! - powiedziała. Mężczyzna pokiwał głową. 
-Powinni. Ale powstała jakaś fala, fala czasowa, która nas tu przywiała. - Zamyślił się -No cóż, trzeba sobie radzić. Ja idę do jakiegoś Centrum Handlowego. Tobie też radzę. Jak masz być moją Towarzyszką... 
-Ej! - zawołała - Ja jeszcze nic takiego nie mówiłam! 
-... To musisz ubierać się normalnie. A nie jak pierwsza lepsza lalka Barbie. - dokończył. To wkurzyło Granger. 
-Idziemy! Żwawo, Doktorze!
₩₩₩
 Przez ulice Nowego Yorku szła pewna brązowowłosa kobieta. Za rękę prowadziła pewną małą, blondwłosą dziewczynkę. Jednak mała była bardziej zajęta pewnym metalowym psem. Jak pewnie pół Nowego Yorku. Ale druga połowa była zajęta brunetką. Bo to przecież, Sara, Sara Jane, Sara Jane Smith!
₩₩₩ 
Hermiona szła przez kolejny dział z ubraniami. Nic jej nieodpowiedało. To za białe, za różowe, za zielone, za czerwone. Szła do tyłu, i prawie się wywaliła, gdy nagle poczuła, że jakieś silne ramiona ją złapały. Podniosła głowę. No nie. -Granger? Co ty tu do cholery robisz? 
-Malfoy? Ja chyba śnię. 
-Nie. Ja też bym wolał, żeby to był sen.
 -Hermiona! - z opresji uratował ją Doktor 
- kim jest ten facet? 
-Draco Malfoy. Arystokrata, Maniak Czystej Krwi, Śmierciożerca. -Tleniona Fretka. - odpowiedział Doktor. Hermiona zaniosła się śmiechem. 
-Ty... 
-Oj, bądzcie cicho. Do widzenia, Malfoy. Idziemy!