niedziela, 20 września 2015

Rozdział I

Hermionę wmurowało. Mężczyzna wyglądał na przyjaznego. Miał zbyt duże ubranie i oczywiście, był spocony.
-H-hermion G-greanger... - wydukała. Wyciągneła rękę, a on, w iście królewskim geście, ucałował ją. Nerwowo zachichotała, i przypomniał jej się śmiech Umbridge. Łe, fuj.
Ale zaraz, co ON tu robi?
-Emm... ppanie Doktorze... - zaczeła mówić, lecz Doktor jej przerwał.
-Doktorze.
-Więc, Doktorze. - powiedziała, wyczarowując ławkę - Co tu pan robi?
-Szukam towarzyszki - powiedział, oglądając Mionę do okoła. - a ty się nadajesz, Hermiono.
-Co? Ja tu mieszkam, ja tu mam przyjaciół, chłopaka, życie! - powiedziała wzburzona.
-Och, a co to za problem? - spytał.
- Co? Co?! Nie będzie mnie może parę lat, i zaponą o mnie! - oczy zaczeły się szklić.
- Oj, zapomniałem. - powiedział ze wstydem - to - wskazał na budkę - TARDIS. Czyli skrót od Time And Relative Dimension In Space. Wechikuł Czasu. - chwycił ją za nadgarstek, i pociągnął do budki. Miona się nie sprzeciwiała - spełniało się jej życzenie.

 *_*_*

-Boże! Ona jest więkrza w środku!  - powiedziała Hermiona.
-Lubię kiedy ktoś mówi „jest większa w środku”. Zawsze na to czekam. - powiedział uśmiechnięty. Tak, ta Greanger jest mądra, każdy to widzi.
-Robimy mi taryfę ulgową. Gdzie chcesz się znaleść? - powiedział.
-Emm... wiem. - powiedziała w końcu - chcę odnaleść moich rodziców.
-Och, to nic trudnego - powiedział. Przekręcił parę wichajstrów i wystartowali. Otworzyli drzwi. Byli w Nowym Jorku.

*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*
I co? Fajny? Wena dziś mi sprzyja, ale i tak krótko. Ech...
Pa.
Abigail

sobota, 19 września 2015

Prolog

Był wczesny ranek. Szczupła ciemnowłosa dziewczyna obudziła się w swoim pokoju w Norze. Popatrzyła na zegar. Czwarta nad ranem. Wstała i naprędce się ubrała w krótkie białe spodenki i słotką różową bluzkę z wieżą Eiffla. Podbegła do okna. Ptaki zaczeły śpiewać swoje poranne koncerty. Słoeczko już wstawało zza ciemnej nocy. Przeleciała ostatnia spadająca gwiazda. "Chcę, by stało się coś niezwykłego" pomyślała.
I nagle usłyszała wybuch. Ona, Hermiona Greanger postanowiła sprawdzić, co się dzieje.
                                                     *-*-*
W tym samym czasie...
W dużym pomieszczeniu stał rozpaczający mężczyzna. Nagle... zaczął się palić. Po chwili plomienie zniknęły, a stał tam już ktoś inny.
- Nogi! Wciąż mam nogi! (całuje jedną z nich) Dobrze. Ramiona, dłonie. Och, palce, mnóstwo palców! Uszy? Tak. Oczy, dwoje. Nos… bywał gorszy. Broda, o kurcze. Włosy… (sprawdza długość włosów) Jestem dziewczyną! (sprawdza jabłko Adama) Nie! Nie! Nie jestem dziewczyną?! (wyciąga kosmyk jego włosów przed oczy i spogląda) I wciąż nie jestem rudy! I coś jeszcze, coś ważnego… Ja, ja… (puka się po głowie) Ja się rozbijam! Ha-ha! Geronimo!

                                                      *_*_*
Hermiona naszybciej ze wszystkich domowników wybiegła z domu. Nie mineło pięć minut, a już była przy miejscu wybuchu. Stanęła dęba. Była to mała butka policyjna z 20 wieku. Do tego, wyobraźcie sobie minę Hermiony, gdy wyszedł z niej mężczyzna.
-Dzień dobry, nazywam się Doktor.

---'---'---'---'---'---'---'---'---'---'---'---'---'---'---'---'---'---
I co? Podoba się? Pamiętaj:
Czytasz? Komentujesz!
Abigail