-H-hermion G-greanger... - wydukała. Wyciągneła rękę, a on, w iście królewskim geście, ucałował ją. Nerwowo zachichotała, i przypomniał jej się śmiech Umbridge. Łe, fuj.
Ale zaraz, co ON tu robi?
-Emm... ppanie Doktorze... - zaczeła mówić, lecz Doktor jej przerwał.
-Doktorze.
-Więc, Doktorze. - powiedziała, wyczarowując ławkę - Co tu pan robi?
-Szukam towarzyszki - powiedział, oglądając Mionę do okoła. - a ty się nadajesz, Hermiono.
-Co? Ja tu mieszkam, ja tu mam przyjaciół, chłopaka, życie! - powiedziała wzburzona.
-Och, a co to za problem? - spytał.
- Co? Co?! Nie będzie mnie może parę lat, i zaponą o mnie! - oczy zaczeły się szklić.
- Oj, zapomniałem. - powiedział ze wstydem - to - wskazał na budkę - TARDIS. Czyli skrót od Time And Relative Dimension In Space. Wechikuł Czasu. - chwycił ją za nadgarstek, i pociągnął do budki. Miona się nie sprzeciwiała - spełniało się jej życzenie.
*_*_*
-Boże! Ona jest więkrza w środku! - powiedziała Hermiona.
-Lubię kiedy ktoś mówi „jest większa w środku”. Zawsze na to czekam. - powiedział uśmiechnięty. Tak, ta Greanger jest mądra, każdy to widzi.
-Robimy mi taryfę ulgową. Gdzie chcesz się znaleść? - powiedział.
-Emm... wiem. - powiedziała w końcu - chcę odnaleść moich rodziców.
-Och, to nic trudnego - powiedział. Przekręcił parę wichajstrów i wystartowali. Otworzyli drzwi. Byli w Nowym Jorku.
*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*
I co? Fajny? Wena dziś mi sprzyja, ale i tak krótko. Ech...
Pa.
Abigail